Co jest nie tak z serialem Krakowskie Potwory? Recenzja bez spoilerów

 


Co jest nie tak z serialem Krakowskie Potwory?



Drewno, jakim są dialogi w serialu i suche żarty w nich zawarte będą jedynie rozpałką dla tego roastu, jakim będzie ta recenzja. 


Słowem wstępu:

Krakowskie Potwory opowiadają o dziewczynie imieniem Alex, która studiuje medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Od dziecka prześladują ją koszmary i widzi rzeczy, których nie ma. Dzięki dostaniu się do koła naukowego profesora Zawadzkiego dowiaduje się, że może poznać prawdę o tym, co ją dręczy. Wprowadza się do mieszkania stypendystów i poznaje innych studentów. W Krakowie mają miejsce tajemnicze wydarzenia, a prawdę o nich może poznać tylko grupa profesora.




Brzmi obiecująco? Oczywiście! Przecież zapowiedź ma zachęcać. Niestety na dobrym zwiastunie się kończy. 


Potencjał młodych aktorów? Zmarnowany. Potwory? Raczej karykatury. Muzyka? Tragedia z kilku powodów. A obecność w obsadzie Andrzeja Chyry zdecydowanie nie uratowała tej opowieści. 


Ten serial jak się zaczyna, tak się kończy. Czyli? Rozczarowująco. Pomysł był ciekawy, ale realizacja wszystko popsuła. Tego nie da się odzobaczyć. Przeczytajcie dalej moją recenzję. Może nawet będziecie wdzięczni jej za przestrogę przez zmarnowaniem Waszego cennego czasu na serial pełen cringe'u.


Zacznijmy od potworów. Spodziewacie się, że zobaczycie ich przynajmniej tyle, co w Wiedźminie?

Ja też tak myślałam… I to był błąd, bo mogłam nie mieć oczekiwań, wtedy nie miałabym rozczarowań. No ale faktycznie jest pewne podobieństwo do Wiedźmina. Tylko, że tego z 2001 roku z gumowym bazyliszkiem. Potwory tutaj to w większości nie są stwory niczym z rycin i rysunków, zwierzęcopodobne stwory, a po prostu antropomorficzne, pokraczne postacie, dziwacznie poprzebierane, ucharakteryzowane na dopiero co wyciągnięte ze śmietnika poczwary. Są to karykatury, na które patrzy się z przykrością. No dobrze, ale przecież poza wyglądem, coś sobą reprezentują, jakieś cechy itp. No i kolejne rozczarowanie, bo o samych potworach nie dowiadujemy się tak wiele. Widz nie poznaje mitologii słowiańskiej, a strzępki informacji, które są rzucane od niechcenia, bo przecież bohaterowie mają ważniejsze rzeczy do omówienia. (A tak na poważnie, to nie). Nie doświadczamy tu zatem drogi edukacyjnej. Magiczne zjawiska nie są nam wyjaśniane, a to wielka szkoda. Szczerze uważam, że więcej o Słowianach i ich wierzeniach dowiedziałam się z filmu Stara Baśń. Kiedy słońce było bogiem (2003).


Teraz parę słów o bohaterach. Aleksandra Walas - główna bohaterka, którą raczej trudno polubić. Jest nastawiona negatywnie do świata, cyniczna, ewidentnie ma problemy z używkami, ale oczywiście świetnie się uczy. Profesor Zawadzki początkowo bardzo zainteresowany Alex, później traci chęć opieki nad całą dziewięcioosobową grupą swoich podopiecznych, czego całkowicie nie rozumiem od strony budowania scenariusza, choć powodu się domyślam. (Może jemu również serial się znudził po pierwszych odcinkach?)

Zwiastun sugeruje nam, że młodzi lekarze to ekipa niczym z Archiwum X. W pierwszych odcinkach takie ma się właśnie wrażenie, bo tak przebiegają wydarzenia. Później jednak Archiwum X przemienia się w Akademię X-Menów. Oprócz atrybutów i suchych dialogów niczego się o tych wyjątkowych studentach nie dowiadujemy. A tego zawsze w filmach i serialach potrzeba - poznać postacie, które widzimy i które z założenia twórców mielibyśmy polubić, a jeśli nie, to z jakiegoś konkretnego powodu. Tutaj niestety dostajemy tyle co nic. Największą naturalnością wykazał się Gigi (Daniel Namiotko), za co dziękuję, bo wprowadził choć trochę życia do tego smętnego serialu. Ogólnie wszystkie postacie były autentyczne, ale za mało uzewnętrznione. Szczęśliwie nie byli to bohaterowie-figury, ale czegoś zabrakło. Może nie było na to czasu, a może ten czas by się znalazł, gdyby nie wprowadzać nieznaczących sekwencji czy detali.


Dodam, że jeśli chodzi o końcowe części odcinków, to nie są one specjalnie emocjonujące, nie należą do tych, które wprawiają w szok i ze zniecierpliwieniem odtwarzamy kolejny. W fabule nie zauważymy zwrotów akcji, a raczej odkrywanie zagadek przeszłości i ciągi zdarzeń. 


Zwiastun serialu zawiera zdecydowanie więcej energii niż sama produkcja. W nim też muzyka pasuje do obrazka, a w samych odcinkach nie zawsze. Naprawdę oprawa muzyczna tego serialu to coś strasznego. W momentach, gdy muzyka powinna być czymś, co drażni podskórnie i wywołuje niepokój (co sugeruje obraz) otrzymujemy nadmierny chaos. W kontrze do tego są sceny, w których aż się prosi o dynamiczną ścieżkę dźwiękową, a nie dostajemy jej prawie wcale, w związku z czym jesteśmy świadkami pewnego zaburzenia emocjonalnego w relacji obraz-dźwięk. Oprócz tego w trakcie odcinków słyszymy piosenki, które nie zawsze pasują do sytuacji. W niektórych momentach potrzebujemy nastrojowej muzyki, która oddawałaby emocje i powagę wydarzeń. Gdy w takim momencie otrzymujemy przebojową piosenkę Marii Peszek zahacza to o groteskę, wprowadzenie (znowu) sprzeczności. Ciekawa i adekwatna do atmosfery serialu muzyka pojawia się na napisach końcowych. Dziwi mnie jednak, że oprawa muzyczna nie nawiązywała w szczególny sposób do melodii ludowych, tak jak np. w serialu Kruk. Szepty słuchać po zmroku (2018) ze wspaniałą muzyką Bartosza Chajdeckiego. Byłoby to adekwatnym zabiegiem w stosunku do tematyki.


Jeśli chodzi o obraz…może niektórzy pamiętają jeden z finałowych odcinków Gry o Tron i całą falę oburzenia zbyt ciemnym obrazem. Tutaj podobnie. Jest sporo scen, które są po prostu ciemne, nie widzimy otoczenia postaci.

Wracając do dźwięku, to cieszyłam się, że dialogi słychać bardzo dobrze. Z wyjątkiem kwestii profesora Zawadzkiego (Andrzej Chyba), który mówi wszystko znudzonym tonem przy zaciśniętej szczęce.


Dobrymi elementami Krakowskich Potworów są postacie z potencjałem i zdjęcia Krakowa, a także sam w sobie pomysł na nawiązywanie do mitologii słowiańskiej. Montaż też był raczej w porządku. Scenografia w niektórych momentach rodziła we mnie pytania, tak samo jak charakteryzacja, ale nie będę się tego czepiać. Jednak te plusy nie przeważają nad minusami. Pierwsza połowa serialu jest o wiele słabiej zrealizowana w porównaniu do drugiej. Odcinek otwierający sezon nie był szczególnie interesujący. Po kolejne sięgnęłam z ciekawości, a nie dlatego, że pierwszy do tego zachęcił. 


Jeśli wymienione przeze mnie argumenty nie zniechęciły Was do obejrzenia serialu, to przyjmijcie moją radę i nie podchodźcie do tej produkcji zbyt poważnie. Możliwe, że serial ten nadaje się bardziej na wspólny wieczór ze znajomymi niż poważny seans w pojedynkę. Możecie obejrzeć go na Netflixie. 


Babka recenzuje i przyznaje temu serialowi:

1,5/5 babeczki






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Średniowieczna feministka. Recenzja filmu ,,Papieżyca Joanna"

Diamentowy chłopak czy zwykły oszust? Recenzja ,,Oszusta z Tindera" (bez spoilerów)

Graficzna gratka i smaczek dla fanów gry. Recenzja serialu ,,Arcane" (bez spoilerów)