,,Nie patrz w górę" groteska o wartościach

Uwaga recenzja zawiera spoilery! Jeśli nie chcesz ich poznać, przejdź do recenzji bezspoilerowej, którą znajdziesz na moim blogu.

czas: około 5 min

Nie patrz w górę to film produkcji Netflixa w reżyserii Adama McKay'a. Zrobiło się o nim głośno w ostatnich paru tygodniach 2021 roku. Na wstępie można się zastanowić, czy rozgłos zyskał dzięki obsadzie czy tematyce. Możliwie, że zaszła tutaj synergia, ponieważ obsada jest bardzo obiecująca, a tematyka ważna. Skoro czytasz w tym momencie recenzję ze spoilerami, zakładam, że już obejrzałaś/obejrzałeś ten film. Jeśli nie, ale i tak chcesz przeczytać tę wersję, streszczę dla Ciebie, o czym jest fabuła.

Dr Randall Mindy i doktorantka Kate Dibiasky po odkryciu olbrzymiej komety próbują powiadomić władzę i świat o tym, że obiekt ten w niedługim czasie uderzy w Ziemię, a skutki tego zdarzenia mają być apokaliptyczne. Na swojej drodze propagowania tej wiedzy napotykają spore przeszkody i dylematy. Temat komety wzbudza wiele kontrowersji i emocji, lecz do głównego sporu dochodzi pomiędzy interesami ludzi u władzy a nauką i potrzebą ratowania świata. Film kończy się tak, jak przedstawiali to Mindy i Dibiasky - w Ziemię uderza kometa, jednak najbogatsi i najbardziej wpływowi ludzie zdołają się uratować i wyruszyć w kosmiczną podróż do nowego świata.  


    Myślę, że prościej nie da się skrócić fabuły tego filmu. Gdyby jednak była ona tak sucha jak to streszczenie, zapewne nikt by tego nie chciał oglądać. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Ogląda się go dobrze, akcja przebiega wartko bez dłużyzn i ekspozycyjnych wypowiedzi. Mimo to, nie sposób nie zauważyć, że jest on zdecydowanie groteskowy. Dlaczego? Z prostej przyczyny - powaga i patos jaką próbują wzbudzić naukowcy i ich odkrycia współtworzą fabułę wraz z dowcipami i lekką atmosferą telewizji śniadaniowej, którą zwykli ludzie smarują swój chleb powszedni i próbują się połapać we wszystkim co ich otacza. Jeśli chodzi o gatunek filmowy, określiłabym ten film komedio-dramatem, choć w sieci możemy przeczytać, że jest to czarna komedia. Uważam jednak, że musiał być to zabieg celowy - bazowanie na kontrastach, czyli zabieg prosty i w pewnym sensie sprawczy, ale równie niebezpieczny, bo w tym wypadku film połączenie humoru i tragizmu mogło nie przynieść zamierzonego efektu wzbudzenia refleksji u wszystkich widzów.


    Nie trudno zauważyć, że jest to film dość tendencyjny, zdecydowanie mający na celu pokazać nam co jest dobre, a co złe. Oczywiście ma to swoje mocne strony, bo fabuła jest tylko przyczyną do pokazania istoty problemu, o którym film opowiada, a problem ten jest złożony. Jego istotą określiłabym postprawdę i kwestionowanie nauki, oparcie na emocjach, tworzenie się baniek informacyjnych, teorii spiskowych. Oprócz tego pojawia się również dążność ludzkości do samounicestwienia, jej bezrefleksyjność, uzależnienie od materializmu i sztuczne kreowanie własnych potrzeb. Wszystko to jest tym, z czym boksujemy się już obecnie. Właśnie dlatego ten film jest tak aktualny. Dopiero w momencie klęski pojawia się wypowiedź ,,tak naprawdę, niczego nam w życiu nie brakowało”. Czy naprawdę ludzkość potrzebuje zagrożenia wyginięciem, by zrozumieć, co w życiu jest ważne? 


W wielu momentach w filmie można odnaleźć odzwierciedlenie rzeczywistości i pomyśleć to się dzieje! Jednak po obejrzeniu całości pozostawieni jesteśmy z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Film opowiada: Tak jest i to nie jest dobre, jak możesz zauważyć. Czy oprócz tego podpowiada nam co zrobić, by było lepiej? Nie. Może znajdą się tacy, którzy pomyślą po prostu zaufajmy znów naukowcom i nie dajmy sobą manipulować.  To nie działa w ten sposób, niestety. I w tym leży niewystarczalność tego filmu, jego ograniczona sprawczość. Ludzie, którzy starają się nie zostać zamknięci w bańce informacyjnej, którzy są krytyczni i dążą do poszerzenia świadomość i zrozumienia otaczających zjawisk nie potrzebują oglądać tego filmu. Oni już to wszystko widzą. Osoby, które potrzebują terapii wstrząsowej, by dostrzec prawdziwe problemy współczesnego świata, nie otrzymają jej podczas seansu tego filmu. Mogą niestety naiwnie odebrać jego lekką formę, pośmiać się z paru żartów i… wrócić do swojej konsumpcyjnej normalności.

    Odbieram ten film jak gorzki syrop z truskawkowym aromatem. W pierwszej chwili nawet dobrze smakuje, ale po chwili i tak czujemy tę gorycz. Tak właśnie smakuje ta groteska, w której grają trzy światy:  naukowców i wartości, konsumpcjonizmu i polityki oraz szarego świata pomiędzy, ludzi którzy muszą się w tym wszystkim odnaleźć. 

Wracając jednak do tendencyjności filmu; Postacie, które poznajemy nie są osobowościami, a raczej figurami i przedstawicielami płaszczyzn i grup społecznych, co może pokazać, że faktycznie poruszana tematyka dotyczy wszystkich. (Oczywiście wszystkich w Ameryce, bo jest kolejny film, w którym USA to centrum świata, dobrostanu i nauki) Nie znaczy to jednak, że bohaterowie są sztuczni i nie można poczuć do nich sympatii, czy nawet ich polubić. Niestety jednak nie dowiadujemy się o nich zbyt wiele poza tym, co mówi o nich etykieta, na którą składa się pozycja, zawód, sposób wypowiadania się. Najlepszym przykładem jest główna bohaterka Kate Dibiasky (Jennifer Lawrence), która na ekranie szczęśliwie pojawia się często i można ją polubić. Ku mojemu niezadowoleniu film podrzuca drobiażdżki, które można było podchwycić, by rozwinąć tę postać, ale tak się jednak nie dzieje. Nie dowiadujemy się, dlaczego w jej pierwszym związku pojawiło się tyle niedomówień, nie wiadomo co tak naprawdę czuje do nowego partnera Yule’a (Timothée Chamalet) czy faktycznie jest jej bliski, czy decyduje się na tę relację bo po wielu trudnościach jest jej już wszystko jedno. Nie wiemy z czego wynika jej widoczny problem z zażywaniem środków uspokajających, a jej rodziców widzimy zaledwie przez parę sekund na ekranie.Moim zdaniem Kate jest postacią, którą najbardziej chciałoby się lepiej poznać ze wszystkich pojawiających się w filmie. Nawet jej promotor nie jest tak interesujący. Jak jest w przypadku głównego bohatera, czyli dr. Mindy’ego (Leonardo DiCaprio)? Wiele rzeczy możemy sobie dopowiedzieć. Pojawia się motyw zdrady i pojednania, które tak naprawdę niewiele wnoszą do filmu, wydają się pretekstowe. Jest naukowcem, człowiekiem szlachetnym, dążącym do oświecenia reszty społeczeństwa, gdy ma ku temu okazję. Jest figurą naukowca, który nie radzi sobie w ,,normalnym” życiu, w którym pomaga mu żona. Stara się być wpływowy nawet w social mediach, ale widocznie nie leży to w jego naturze, tak samo jak zdrada. Choć zwiastun filmu sugerowałby więź między profesorem i doktorantką, to tutaj niestety rozczarowanie - nie otrzymujemy żadnej szczególnej relacji. Są to dwie osoby wplątane w te same pasma wydarzeń. Ja widzę ich jako znajomych z pracy, którzy znają się też trochę na poziomie prywatnym, lecz nie mogliby siebie jeszcze nazwać przyjaciółmi.


Skupiłabym się jeszcze na dwóch postaciach, bez których tego filmu by nie było. Chodzi tutaj o Prezydent Janie Orlean (Meryl Streep) oraz jej syna Jasona Orleana (Jonah Hill). Kolejne dwie figury, postacie-etykiety. Pani prezydent jest przedstawieniem typowego polityka, któremu zależy tylko na sondażach. Chełpi się władzą, jest to jedyna rzecz w życiu, na której jej zależy. Można by powiedzieć, że jest dla niej cenniejsza niż własne dziecko. Jason za to jest uosobieniem materializmu, konsumpcjonizmu i ślepego dążenia do bogactwa, które ceni sobie ponad wszystko.  Jest też typowym dobrze ubranym chamem, który uznaje, że może pozwolić sobie na więcej tylko dlatego, że ma masę pieniędzy, a jego matka jest wysoko postawionym politykiem. Najboleśniejsze i najsmutniejsze w tych postaciach jest to, że gdy na nich patrzymy to jesteśmy przekonani, że tacy ludzie naprawdę są wśród nas. 


    Film ukazuje również, jak bardzo wypieramy trudne i bolesne dla nas informacje w dzisiejszym świecie pełnym luksusu, udogodnień, ułatwień i wszelkich remediów na smutek. Świetnym dowodem, że właśnie w takiej rzeczywistości obracają się bohaterowie są działania firmy technologicznej, która wynalazła najnowszy smartfon z genialnym algorytmem analizy uczuć. Jak widzimy w filmie, właściciel urządzenia jest pod doskonałą opieką sztucznej inteligencji, która sama wie, kiedy wyświetlić swojemu panu-podopiecznemu filmik z miłymi obrazami. W razie potrzeby umówi go nawet do psychoterapeuty! Czy to nie wspaniale? Zależy jak na to spojrzeć. Za produktem stoi producent, myśliciel Mark Rylance (Peter Isherwell), który wierzy w niepowstrzymaną siłę ewolucji i rozwoju ludzkości. Jednocześnie jest też miliarderem i monopolistą technologii o największym stopniu zaawansowania. Świetnie połączył przyjemne z pożytecznym, można by powiedzieć. Jest to postać, którą można określić mianem geniusza, lecz pozbawionego inteligencji emocjonalnej, w którego ręce bez wątpienia leżał los ludzkości. Mówię tylko o jednej jego ręce, bo drugą garścią, która trzymała losy ludzkości był algorytm.


    Widać więc, że film porusza wiele kwestii współczesnego świata. Oprócz problematyki związanej z postprawdą, kryzysem wartości, rozwijaniem się sztucznej inteligencji, pojawiają się drobiazgi, na które też można zwrócić uwagę, a są nieodłączne od tych problemów. Chodzi mi tutaj o świat nauki i konkurencyjność uniwersytetów i wartościowanie dowodów naukowych. W filmie jesteśmy świadkiem rozmowy, podczas której sugeruje się, że dowody naukowe, przedstawiane przez badacza z mniejszego uniwersytetu są traktowane jako mniej wiarygodne niż te, które pochodzą z badań prowadzonych na sławnych uczelniach. Ta krótka wymiana zdań mogłaby stać się powodem do ciekawych refleksji na temat dzisiejszej nauki na świecie. Drugą rzeczą jest element wiary w Boga w podczas katastrofy. Bohaterowie filmu udowodnili, że niezależnie czy jest się osobą religijną czy nie, w momencie ostatecznym potrzebna była chwila modlitwy również jako elementu jednoczącego grupę.


    Tytuł filmu można poddać krótkiej interpretacji, która nie wydaje się zawiła. Hasła Nie patrz w górę i Patrz w górę pojawiają się w filmie jako niemalże wyrazy światopoglądu i wybór opcji politycznej. Patrz w górę to deklaracja myślenia o konsekwencjach, troski o świat i ludzi dookoła, sprzeciwu wobec manipulacji stosowanej przez ludzi u władzy, niezgody na teorie spiskowe, zachęty do samodzielnego myślenia. Nie patrz w górę przeciwnie, dotyczy życia niemal z klapkami na oczach, bezrefleksyjnego zaufania władzy, rezygnacji z myślenia o konsekwencji własnych działań, odcięcia się od niewygodnych faktów. Można to uznać za slogan manipulowania szarą masą. Dwa hasła i ugrupowania wokół nich prosto pokazują jak spolaryzowane może być społeczeństwo oraz jak tragicznie wpływa na nie szum medialny, jak znaczącą rolę odgrywają media społecznościowe.


    Na zakończenie tej recenzji, dodam że nie miałam oczekiwań wobec tego filmu. Widząc obsadę byłam pewna, że pod względem aktorskim będzie to dobre dzieło i tak było. Miałam jednak wrażenie, że film nie jest pełną wersją tego, co mogłoby zostać przedstawione, czułam jakby był okrojony z paru wartościowych, pod względem odkrywania postaci, fragmentów. Może tak było, a może to jedynie mój niedosyt poznania bohaterów sprawił, że towarzyszy mi takie odczucie. Choć okazał się groteską i w pewnym sensie jest  tendencyjny, a jego sprawczość można uznać za wątpliwą, jest to film, który warto obejrzeć i o nim mówić. Na montażu i zdjęciach nie znam się na tyle, by się wypowiedzieć, ale zdecydowanie mogę pochwalić charakteryzację. Kwestia humoru jest indywidualna. Mnie natomiast nie raz rozbawiły pewne momenty i wypowiedzi postaci. Czułam, że dialogi są naprawdę umiejętnie napisane. Wypowiedzi dobrze się ze sobą kleiły. Wulgarny język określiłabym jako prawdziwie ekspresyjny. Film naprawdę jest lekki w odbiorze, choć traktuje o poważnych sprawach. Bardzo możliwe, że obejrzę go ponownie. Polecam Nie patrz w górę na samotny seans, jak również do obejrzenia w gronie przyjaciół czy rodziny. Obejrzeć go można w serwisie Netflix. Jestem ciekawa, czy będziecie mieć podobne refleksje do moich. 


Pozdrawiam,

Babka od polaka


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Średniowieczna feministka. Recenzja filmu ,,Papieżyca Joanna"

Diamentowy chłopak czy zwykły oszust? Recenzja ,,Oszusta z Tindera" (bez spoilerów)

Graficzna gratka i smaczek dla fanów gry. Recenzja serialu ,,Arcane" (bez spoilerów)